W przeszłości miałam ogromną przyjemność przez kilka lat mieszkać na wsi, takiej prawdziwej, z pachnącymi letnimi porankami, z piejącymi o świcie kogutami, z tarczą księżyca na wyciągnięcie dłoni, z kroplami rosy na pajęczynie… wspomnieniom nie ma końca. Mieliśmy wówczas mały ogród warzywny, nic specjalnego, ot marchew, pietruszka, kapusta, ogórki, koper, fasola. Nie był to szczyt możliwości, ale jednak coś. Do tego nasz własny i bez wszędobylskiej obecnie chemii.
Pamiętam ile przyjemności dawało mi pielenie grządek, przerywanie zbyt gęsto wschodzących roślinek czy wreszcie spacer w niedzielne przedpołudnie – ogród był oddalony od domu o jakieś 200 metrów – po natkę i marchewkę do rosołu. A później rozkosz unosząca się z garnka, w którym bulgotał złocisty płyn w swym składzie posiadający wspomniane wyżej warzywa i kurczę do poprzedniego dnia biegające po trawie. Mama nie dosypywała vegety, nie dorzucała żadnych kostek rosołowych, prostota i tyle. Trudno to sobie dziś wyobrazić gotując tę kultową polską zupę na kurczaku z supermarketu.
Na dzień dzisiejszy nie mam ogrodu, ale mam trzy dość szerokie parapety i ponad pięciometrowy południowy balkon. Postanowiłam to wykorzystać i spróbować wyhodować w tych warunkach trochę zieleninki, takiej, po którą sięgnę w dowolnym momencie wiedząc, że to co zjadam to nie tablica Mendelejewa. To moje zupełnie pierwsze kroki w temacie miejskiej uprawy, przygotowana więc jestem zarówno na sukcesy jak i na porażki 🙂
Dokładnie dwa tygodnie temu posiałam do doniczek trochę nasionek, dziś mam już maleńkie, zielone roślinki, ale o tym innym razem.
Użyłam do siewu specjalnego, gotowego podłoża „Substral gotowe podłoże do siewu”. Chyba się sprawdziło, skoro nasiona wykiełkowały.
Do doniczek, z których nie będę przesadzać roślinek czyli docelowych wsypałam trochę keramzytu, aby w przypadku przelania ziemia sama sobie odprowadziła nadmiar wody.
Kolejne kroki to: wsypać ziemię, podlać przed posianiem, aby później niechcący nie wypłukać nasionek.
I… czas na klucz programu – WYSIEW NASION.
Na pierwszy ogień poszła BAZYLIA. Uwielbiam jej smak w potrawach włoskich, a że kuchnia to jedna z wielu moich pasji, bez tego zioła nie wyobrażam jej sobie. Bazylia, którą można kupić w supermarketach jest w stanie zastąpić wyhodowaną przez siebie, ale jedynie na chwilę. Po kilku dniach umiera i nie pozostaje nic innego jak tylko wyrzucić ją do kosza. Zobaczymy czy domowa sprosta moim oczekiwaniom.
Po wysianiu, patyczkiem do szaszłyków delikatnie starałam się powciskać nasiona na głębokość 2-3 milimetrów, a jeśli nie było to wykonalne, ostrożnie przysypywałam je ziemią.
Oregano – drugie na liście.
Nasiona oregano są bardzo małe, dlatego aby je posiać najlepiej mocno przycisnąć do nich palec co spowoduje, że przykleją się one do skóry. Następnie wystarczy delikatnie strząsnąć je na podłoże.
Szczypior, kolejne ulubione i niezbędne w mojej kuchni zioło.
I rzodkiewka – spróbuję wysiać dosłownie kilka nasion w średniej wielkości doniczce.
Każdy się zgodzi, że świeży koperek i młode ziemniaczki, to zgrany duet, nie mogło go więc zabraknąć na mojej mini plantacji.
Kolendra – uwielbiam w połączeniu z rybą.
Kanapka ze świeżym listkiem sałaty, pomidorkiem i szynką… mniam. A jeśli jest to wyhodowany przez siebie listek, mamy podwójną satysfakcję. Postanowiłam wypróbować mieszankę sałat, którą z pewnością będę przesadzać.
Por – moje ulubione warzywo, w każdej postaci jest pyszne i posiada mnóstwo wartości odżywczych będąc przy tym bardzo pożywne. Od czasu do czasu serwuję sobie dwudniowe kuracje oczyszczające organizm z różnych niepożądanych substancji. Por nadaje się do tego znakomicie (więcej w przyszłości). Nasiona pora wysiewam, czekam aż wykiełkują i podrosną, a następnie pikuję je, czyli rozsadzam do małych pojemniczków, aby dobrze się ukorzeniły, urosły i wzmocniły. Ciepłą wiosną przesadzam do dużych skrzynek na balkon.
Pomidorki koktajlowe, podobno łatwe w uprawie. Ponieważ uwielbiam je ponad wszelkie warzywa, spróbuję swych sił i postaram się je wyhodować. Roślinki wymagają oczywiście pikowania, ale to będzie sama przyjemność.