Sprawa jest prosta, nie wymaga długich opisów.
Uszkodzone owoce lub takie, które dopiero zaczynają gnić, ale jeszcze szkoda nam ich wyrzucić, trzeba umyć, wyciąć gnijące fragmenty, usunąć pestki i ugotować z nich kompot.
Sprawa jest prosta, nie wymaga długich opisów.
Uszkodzone owoce lub takie, które dopiero zaczynają gnić, ale jeszcze szkoda nam ich wyrzucić, trzeba umyć, wyciąć gnijące fragmenty, usunąć pestki i ugotować z nich kompot.
Kiedyś nie było kobiet, które nie potrafiłyby szyć. Dziś jest inaczej. Czy to dobrze, trudno powiedzieć. W każdym razie ja czasami lubię pobawić się igłą i nitką albo szydełkiem. Relaksuje mnie to i świetnie usypia dzieci – to nie żart.
Na moim balkonie pojawili się wrogowie! Małe zielone stworzenia o kosmicznym spojrzeniu, z potwornym aparatem gębowym i z gigantycznym apetytem! To gąsienice, larwy motyli, liszki, słowem – robale.
W ubiegłym roku pierwsze próby wyhodowania własnych pomidorów na balkonie przyniosły „owoc„ – próbuję zatem i w tym sezonie, skupiam się jednak tylko na pomidorkach koktajlowych, wysokie odmiany zajmują za dużo miejsca i według mnie zdecydowanie nie nadają się na niewielki balkon. Poza tym, z wysokimi gatunkami jest więcej kłopotu, trzeba je prowadzić na jeden lub dwa pędy, podwiązywać, aby nie przewracały się pod własnym ciężarem, usuwać wilki itp.
Z odmianami niskimi właściwie nic się nie robi, rosną same, kwitną jak szalone, zawiązują owoce, wymagają minimum miejsca i wystarczy im niewielka doniczka. Nie darują tylko braku wody.
Moje tegoroczne odmiany to doniczkowe pomidorki typu cherry w kolorach czerwonym i żółtym.
Bazując na doświadczeniach z ubiegłego roku i tych zdobywanych obecnie, na balkon zdecydowanie polecam właśnie takie odmiany.