Archiwum miesiąca: sierpień 2013

Mój plan na wychowywanie dzieci – WSTĘP

Dzieci zaczy­nają od te­go, że kochają swoich rodziców.                                                              Po pew­nym cza­sie sądzą ich.                                                                                                          Rzad­ko kiedy im wy­baczają.                                                                                                               – Oscar Wilde

Nie da się ukryć, jest w tym dużo prawdy. To trochę przygnębiające, ale jednocześnie pokrzepiające, przynajmniej wiemy czego możemy się spodziewać, a to zwiększa pole manewru i wymusza działania. Zakładam jednak, że powyższa myśl nie jest regułą i jako rodzicowi daję sobie prawo do kreowania dzieciństwa moich dzieci na miarę pierwszego wersu sentencji. Choć lepiej by brzmiało, gdybym prawo uczyniła obowiązkiem z racji spoczywającej na mnie odpowiedzialności za powołane życie.

Świadomość podjętego zobowiązania zmusza do starań, aby dzieciństwo moich dzieci stało się miejscem w ich wspomnieniach, do którego będą wracać w największą przyjemnością, aby na samą myśl o beztroskich czasach robiło im się ciepło i przyjemnie i wreszcie, aby mogły bez wahania kiedyś powiedzieć – Miałem super dzieciństwo!

Łatwo nie jest, a ogrom zadania jeśli je sobie uświadomimy, niekiedy przerasta i przeraża. Wychowywanie dzieci to praca na najbardziej odpowiedzialnym stanowisku świata. Panie i panowie dyrektorzy w wielkich korporacyjnych trybach mogą schować do kieszeni swój prestiżowy zakres obowiązków, to nic w porównaniu ze świadomym procesem wychowawczym. Odpowiedzialność jest o wiele większa i system premiowania inny, nie wspominając już o ocenach kwartalnych czy półrocznych. Zakres obowiązków rodzica to gigantyczna lista, której realizacja rozłożona jest na wiele lat, a cel pracy jest niewiarygodnie delikatną i złożoną strukturą, którą trzeba budować i formować, dokładać malutkie cegiełki starań i wygładzać je, zmiękczać, później utwardzać, aby uzyskać jednolity, niechwiejny efekt z zachwycającym wnętrzem.

Znam ludzi – rodziców, którzy pracują na etatach, prowadzą firmy, słowem zarabiają na życie lub „realizują się zawodowo” jak to teraz modnie jest powiedzieć. Zdarza mi się w rozmowach z nimi usłyszeć o osiągniętych sukcesach zawodowych, o satysfakcji, jaką daje praca zawodowa. Natomiast nigdy nie usłyszałam, ani nie przeczytałam wprost wypowiedzianych słów mówiących o sukcesach na płaszczyźnie wychowywania dzieci. Gdyby takowe się pojawiły, w moim odczuciu powinny brzmieć mniej więcej tak:

– moje dzieci są szczęśliwe

– moje dzieci kochają mnie

– moje dzieci kochają siebie

– moje dzieci szanują siebie i innych

– moje dzieci są roześmiane

– moje dzieci słuchają mnie w imię miłości, a nie strachu

– moje dzieci wiedzą, że jestem dla nich

– moje dzieci są wewnętrznie spokojne, ponieważ zapewniam im wysokie poczucie bezpieczeństwa i nie szczędzę miłości

– moje dzieci radzą sobie z życiem dzięki solidnym fundamentom, które im dałam (i nie mam na myśli dobrych szkół)

– z powodzeniem pracuję nad tym, aby dzieciństwo moich dzieci zbyt szybko i brutalnie się nie zakończyło, czyli dopóki mam na to wpływ chronię je przed złymi cechami świata otaczając dobrymi

– zakres moich rodzicielskich obowiązków zaplanowany jest tak, aby WŁAŚCIWIE wykorzystać czas dzieciństwa moich dzieci

To tak z grubsza, rozdrabniać się będę w kolejnych postach.

Biorąc powyższe pod uwagę doszłam do wniosku, że opracuję sobie swój „plan” na wychowywanie dzieci. Czasy, gdy dzieci wychowywały się niemalże same dawno minęły. Dziś, w erze wyścigu szczurów, kultu idealnej sylwetki, wewnętrznej pustki ubranej w ipody, iphony, rogowe okularki czy trampki noszone zimą, w erze, gdzie „JA” zanika przysypywane wszelkiej maści dietami, wskazówkami jak żyć, co jest trendy, a co nie, co daje natychmiastową przyjemność, a czym nie warto się zajmować lub wręcz należy atakować bo jest przestarzałe bądź typowe dla osób określanych jako „moherowe berety” – mam na myśli „współczesne” podejście do struktury rodzinny czyli mama+tata+dzieci – w erze pędzącej donikąd, DZIECI TRZEBA WYCHOWYWAĆ, aby dać im NORMALNE podstawy. Dobre podstawy, tak jak w matematyce, ułatwiają dalsze, dorosłe życie. Pomagają cenić życie, jako coś wyjątkowego i dalekiego od produktywnego podejścia, co bezustannie nam się wmawia chociażby zalewem reklam sugerujących, że NIE MAJĄC, NIE DA SIĘ BYĆ.

Co to jest wychowywanie dzieci?

Rozumiem je, jako ogół zamierzonych i niezamierzonych działań, będących w zgodzie z ukształtowanym JA rodzica, mających na celu zbudowanie solidnego JA dziecka.

Solidne JA dla mnie, to system wartości z definicji będących dobrymi.

Ponadto wychowywanie, to napełnianie dziecka maksymalną ilością ciepła i miłości oraz praca nad poczuciem bezpieczeństwa. Ross Campbell w książce „Sztuka zrozumienia, czyli jak naprawdę kochać swoje dziecko” napisał o naczyniu miłości, które u dziecka powinno być zawsze pełne. To my, rodzice, mamy je stale napełniać poprzez bezwarunkową miłość. Na marginesie, książka godna polecenia jako świetne narzędzie pomagające w wychowywaniu dzieci.

Przechodząc do konkretów – nie jestem idealną matką, popełniam mnóstwo błędów wychowawczych, ale to mnie nie zniechęca (no, może czasami). Nie chcę działać po omacku, potrzebuję wskazówek w rodzaju poradnika, których nota bene jest wiele, ale generalnie radzą one jak rozmawiać z dzieckiem, jak je wspierać, kochać, itp. Naturalnie to sedno sprawy, ale ja jeszcze potrzebuję rad w rodzaju – co mogę zrobić, aby poprzez cegiełki konkretnych działań wyłożyć dzieciństwo moich dzieci ciepłymi wspomnieniami. Pomysłów mam wiele i dlatego postanowiłam je zapisać przede wszystkim dla siebie, aby móc się do nich odwoływać w chwilach zwątpienia.

Dalsze losy pomidorów na balkonie

Upały i coś, czego nie umiem nazwać dały się we znaki moim pomidorom. To „coś” prawdopodobnie jest jakąś chorobą, objawia się żółtymi plamami na liściach i zasychaniem kwiatów, ale nie wpływa na dojrzewanie zawiązanych owoców i dotyczy tylko odmiany Costoluto Fiorentino. Pomidorki koktajlowe rosną i owocują tak, jakby miały gdzieś wszelkie susze, zarazy itp. Natomiast odmiana pomidora malinowego, zakupionego na targu powędrowała do kosza. Powodów było kilka: żółknięcie liści, kiepskie wiązanie owoców (tylko cztery sztuki) i gnicie tych i tak marnych plonów. Dzięki temu wiem, że rozsądniej będzie w przyszłym sezonie skupić się na wyhodowanych przez siebie sadzonkach. Wymaga to trochę pracy, ale efekt jest bardziej zadowalający. Podobno z takimi kupionymi sadzonkami można przynieść różnego rodzaju nieproszonych gości. Być może tak się stało i w moim przypadku.

Costoluto Fiorentino w obiektywie:

Pomidory Costoluto Fiorentino

Pomidory Costoluto Fiorentino

Pomidory Costoluto Fiorentino

Pomidory Costoluto Fiorentino

Pomidory Costoluto Fiorentino

Pomidory Costoluto Fiorentino

W pewnym momencie kwiaty tej odmiany przestały zamieniać się w maleńkie pomidorki, a liście pokryły się plamami. Usychały. W sieci wyczytałam, że jest to zjawisko typowe dla działania jakiegoś wirusa, a zasychanie kwiatów to „szok poinfekcyjny”. Trzeba wówczas zwiększyć dawkę nawozów azotowych. Zwiększyłam i czekam na efekty.

Wiem z pewnością, że objawy nie są powodem braku zapylania. Codziennie bowiem, na moim drugim piętrze grasuje trzmiel, a i sama nie szczędzę pomidorom potrząsania.

Usychające kwiaty pomidorów Costoluto Fiorentino

Usychające kwiaty pomidorów Costoluto Fiorentino

Plamy na liściach pomidorów

Plamy na liściach pomidorów

Wspomniane wyżej szaleństwo pomidorków koktajlowych, nota bene bezimiennych, trwa. Na dwóch krzaczkach razem posadzonych naliczyłam… 132 sztuki! Pomijam te wcześniej zjedzone.

Dojrzewające pomidorki koktajlowe

Dojrzewające pomidorki koktajlowe
Dojrzewające pomidorki koktajlowe

Dojrzewające pomidorki koktajlowe

Dojrzewające pomidorki koktajlowe

Dojrzewające pomidorki koktajlowe

Na dowód powyższego zamieszczam kilka zdjęć pomidorków czekających na swoją główną rolę – JAK BYĆ ZJEDZONYM POMIDOREM.

Duży okaz jest owocem wyrzuconego krzaczka. Dojrzewał na parapecie i… nie zachwycał smakiem.

Zbiory pomidorów

Zbiory pomidorów

Zebrane pomidorki koktajlowe

Zebrane pomidorki koktajlowe

Pomidory malinowy i koktajlowy

Pomidory malinowy i koktajlowy

Podsumowując – uprawa pomidorów na balkonie zakończyła się sukcesem, czyli zbiorem plonów. Okazała się łatwa i dostarczająca wielu przyjemności. Przy okazji dzieci miały możliwość obserwowania całego procesu wzrostu i dojrzewania tych warzyw, co w dzisiejszych czasach jest wiedzą cenną zważywszy na to, że część maluchów sądzi, że warzywa rosną… w supermarketach.

W przyszłym roku będę bogatsza o tegoroczne doświadczenia i z pewnością ponownie spróbuję swych sił w uprawach balkonowych.