W upały zaleca się pić 1,5 litra wody dziennie…
Wielokrotnie słyszałam tego typu zalecenia i za każdym razem puszczałam je mimo uszu. Kolejne mądrości z gatunku „wolno – nie wolno, powinno się – nie powinno się” nie trafiały do mnie zupełnie, aż do ubiegłej niedzieli kiedy to mój Syn odwodnił się!
Objawy odwodnienia, którego absolutnie nie brałam pod uwagę wioząc dziecko do szpitala nasuwały na myśl atak serca, albo niewydolność oddechową.
Syn obudził mnie rano:
- płacząc z przerażenia
- z bólem w klatce piersiowej
- z trudem łapiąc oddech
- słaniając się na nogach
Nie był w stanie nawet siedzieć, a kładąc się natychmiast przymykał oczy zapadając w półsen.
Zaniosłam go do auta i pojechaliśmy do przychodni weekendowej. Lekarz nic nie stwierdził, ale widząc półprzytomne dziecko wypisał skierowanie do szpitala.
W szpitalu Pielęgniarki (na marginesie: chodzące anioły) podłączyły Syna pod urządzenie badające serce, ciśnienie i inne parametry. Wszystko było w porządku. Uff – czyli serce odpada.
Weszła Lekarka i od razu zorientowała się w czym rzecz. Niemniej jednak dokładnie zbadała dziecko, zleciła ekspresowe badania z krwi i z moczu i kazała podłączyć kroplówkę z elektrolitami.
Po upływie pół godziny Syn wstał z leżanki i zaczął podskakiwać chcąc sprawdzić czy czuje się już dobrze. Aaaaaa!!!! Cudowne uzdrowienie!
Wyniki badań pokazały, że organizm był lekko „zakwaszony” (to słowa Lekarki), czyli potwierdziły odwodnienie.
Szczęśliwi, wróciliśmy do domu i jedyne co nam pozostało po nieprzyjemnym epizodzie to zakodowana w głowie konieczność pilnowania dzieci, aby piły w upały.
Jak doszło do odwodnienia
- Poprzedniego dnia był niemożliwy upał, ponad 30 stopni.
- Późnym popołudniem Syn był na basenie, który… odwadnia!
- Śpiąc, Syn bardzo się poci, zwłaszcza tuż po zaśnięciu
- Nie umiem powiedzieć ile pił, woda i kompot zawsze stoją w kuchni, ale do głowy by mi nie przyszło zmuszać do picia.