Upały i coś, czego nie umiem nazwać dały się we znaki moim pomidorom. To „coś” prawdopodobnie jest jakąś chorobą, objawia się żółtymi plamami na liściach i zasychaniem kwiatów, ale nie wpływa na dojrzewanie zawiązanych owoców i dotyczy tylko odmiany Costoluto Fiorentino. Pomidorki koktajlowe rosną i owocują tak, jakby miały gdzieś wszelkie susze, zarazy itp. Natomiast odmiana pomidora malinowego, zakupionego na targu powędrowała do kosza. Powodów było kilka: żółknięcie liści, kiepskie wiązanie owoców (tylko cztery sztuki) i gnicie tych i tak marnych plonów. Dzięki temu wiem, że rozsądniej będzie w przyszłym sezonie skupić się na wyhodowanych przez siebie sadzonkach. Wymaga to trochę pracy, ale efekt jest bardziej zadowalający. Podobno z takimi kupionymi sadzonkami można przynieść różnego rodzaju nieproszonych gości. Być może tak się stało i w moim przypadku.
Costoluto Fiorentino w obiektywie:
W pewnym momencie kwiaty tej odmiany przestały zamieniać się w maleńkie pomidorki, a liście pokryły się plamami. Usychały. W sieci wyczytałam, że jest to zjawisko typowe dla działania jakiegoś wirusa, a zasychanie kwiatów to „szok poinfekcyjny”. Trzeba wówczas zwiększyć dawkę nawozów azotowych. Zwiększyłam i czekam na efekty.
Wiem z pewnością, że objawy nie są powodem braku zapylania. Codziennie bowiem, na moim drugim piętrze grasuje trzmiel, a i sama nie szczędzę pomidorom potrząsania.
Wspomniane wyżej szaleństwo pomidorków koktajlowych, nota bene bezimiennych, trwa. Na dwóch krzaczkach razem posadzonych naliczyłam… 132 sztuki! Pomijam te wcześniej zjedzone.
- Dojrzewające pomidorki koktajlowe
Na dowód powyższego zamieszczam kilka zdjęć pomidorków czekających na swoją główną rolę – JAK BYĆ ZJEDZONYM POMIDOREM.
Duży okaz jest owocem wyrzuconego krzaczka. Dojrzewał na parapecie i… nie zachwycał smakiem.
Podsumowując – uprawa pomidorów na balkonie zakończyła się sukcesem, czyli zbiorem plonów. Okazała się łatwa i dostarczająca wielu przyjemności. Przy okazji dzieci miały możliwość obserwowania całego procesu wzrostu i dojrzewania tych warzyw, co w dzisiejszych czasach jest wiedzą cenną zważywszy na to, że część maluchów sądzi, że warzywa rosną… w supermarketach.
W przyszłym roku będę bogatsza o tegoroczne doświadczenia i z pewnością ponownie spróbuję swych sił w uprawach balkonowych.